Zaczarowana Kopenhaga

   Od pewnego czasu różni znajomi próbują odwiedzić Kopenhagę. Z różnych - głównie pogodowych - powodów jakoś się nie udaje. Postanowiłem to sprawdzić. Na wszelki wypadek wybrałem duży okręt czyli "Zawiszę Czarnego". Tak doszło do II rejsu Taverny 10 Beauforta w marcu 2007.

Jedziemy na rejs

Jedziemy na rejs

   Schody zaczęły się już przy podpisywaniu umowy. Zazwyczaj załoga wchodzi na "Zawiszę" w południe i schodzi również w południe (często mijając się z nową załogą na trapie). Zaplanowaliśmy (tzn. właściciel Taverny 10B i ja) rejs od niedzieli 18 marca do niedzieli 25 marca. Wstępnie zarezerwowaliśmy jacht, wydrukowaliśmy plakaty i rozpoczęliśmy zbieranie załogi podając cenę obliczoną według danych ze strony armatora za 7 dób. Jakież było nasze zdumienie, gdy w otrzymanej umowie zobaczyliśmy 8 dób. Okazało się, że 12 godzin pierwszego dnia i 12 godzin ostatniego dnia, to razem... dwie doby.

Nauka węzłów

Nauka węzłów

   Z powodu trwającej już "akcji werbunkowej" nie można było zmienić ceny dla uczestników, więc udaliśmy się do Gdyni, aby osobiście negocjować z armatorem. Niestety, siedem dób nadal pozostało ośmioma - podobno z powodu ubezpieczenia. Wynegocjowaliśmy za to zaokrętowanie w niedzielę o 10, a wyokrętowanie w sobotę o 22. Nadal było to 6,5 doby w cenie siedmiu, ale za to lepiej pasowało do komunikacji. Według nowego planu mieliśmy bowiem przyjechać do Gdyni pociągiem o 9, a po rejsie wyjechać o 23:30. Cud, że nie zostałem kaleką... Przyjazne dla podróżnych PKP jednocześnie zrobiły nam wbrew i poszły na rękę. Poranny ekspres Warszawa-Gdynia w niedzielę nie kursuje. Do wyboru był przyjazd do Gdyni o 5 lub o 11. Po kolejnym uzgodnieniu z armatorem stanęło na tym, że zaokrętujemy się o siódmej zyskując dodatkowe trzy godziny.

Szanty w Zielonej Tawernie

Szanty w Zielonej Tawernie

   Kalendarz ma jednak dużo innych niespodzianek. Wybierając termin rejsu (a było to w listopadzie) chcieliśmy, aby w tym czasie wypadł pierwszy dzień wiosny, ale tak, żeby ominąć Wielkanoc. Dopiero na miesiąc przed rejsem zorientowałem się, że wyjazd wieczorem (23:30) w sobotę 17 marca, to nie jest najlepszy pomysł - tego dnia wypada przecież Dzień św. Patryka. Aby tradycji stało się zadość, ponad połowa załogi stawiła się z bagażami w Tavernie celem uhonorowania patrona Irlandii. Jakimś cudem udało się nikomu nie spóźnić na dworzec i w pełnym składzie ruszyliśmy w podróż. Jak łatwo się domyślić, świętowanie Patryka trwało nadal i chyba nikt nie zmrużył w nocy oka. Na szczęście mieliśmy dla siebie cały wagon i obyło się bez awantur - tylko trzy osoby zapłaciły mandaty za palenie papierosów na korytarzu.

Ostatnie przygotowania do wyjścia

Ostatnie przygotowania do wyjścia

Kurs na Szwecję

Kurs na Szwecję

   Na "Zawiszę" dotarliśmy godzinę przed terminem, ale bez problemów zostaliśmy wpuszczeni. Dalej miało być według zwykłego planu: zakwaterowanie, śniadanie, szkolenia z BHP i obsługi żaglowca, a wyjście w morze zostało przewidziane na 13. Dwa pierwsze punkty zostały zrealizowane szybko i sprawnie, z trzecim jednak (ze względu na zmęczenie załogi) było trochę kłopotu.

Prace kuchenne na świeżym powietrzu

Prace kuchenne na świeżym powietrzu

   W międzyczasie odebrałem prognozę pogody - niż, który miał tego dnia przechodzić w okolicy, okazał się "nieco" wolniejszy i głębszy. Na noc z niedzieli na poniedziałek zapowiadano West 10-11 B, a w porywach nawet 12. Wyjście w morze trzeba było przesunąć na poniedziałkowy poranek, więc załoga mogła sobie pozwolić na trochę wypoczynku po podróży oraz na niewielkie śpiewanko w pobliskiej tawernie. Rano wszyscy już wyspani, najedzeni i przeszkoleni z przykrością dowiedzieliśmy się, że zachodni wiatr nie słabnie tak szybko, jak byśmy tego oczekiwali. W rezultacie Gdynię opuściliśmy dopiero o 17 - w tym momencie było już wiadomo, że do Kopenhagi nie mamy szans zdążyć.

Klarowanie sztafoka...

Klarowanie sztafoka...

... i bezansztaksla

... i bezansztaksla

   Mając korzystny baksztagowy wiatr postawiliśmy sztaksle i raźno płynęliśmy w stronę Helu. Krótko po zachodzie słońca ominęliśmy cypel i wykręciliśmy w stronę Rozewia. Do wtorkowego obiadu trwała taka spokojna żegluga, choć niektórzy mimo to stali przy relingu nawołując dorsze nieartykułowanymi okrzykami. Potem wiatr osłabł i zaczął skręcać w kierunku północnym. Ponieważ w tej fazie rejsu nie planowaliśmy Kalmaru, konieczne stało się przejście na napęd wyłącznie mechaniczny. Wieczorem weszliśmy do Karlskrony za promem Stena Line, który wyprzedził nas tuż przed główkami.

Muzeum Morskie w Karlskronie

Muzeum Morskie w Karlskronie

   Po śniadaniu - w oczekiwaniu na otwarcie muzeum - zrobiliśmy naradę w sprawie dalszej trasy rejsu. Możliwe były dwa warianty: wychodzimy wieczorem, przez noc idziemy do Kalmaru, tam 5 godzin postoju i powrót albo wychodzimy w czwartek rano i wracamy od razu do Polski, ale za to bardziej na żaglach. Wśród załogi przeważyła opcja krajoznawcza. Następnie udaliśmy się całą załogą na zwiedzanie Muzeum Morskiego. Ponieważ było nas prawie 40 osób, to bez kłopotu dostaliśmy bilety grupowe za połowę normalnej ceny.

Praca przy fałach

Praca przy fałach

   O samym muzeum nie będę się rozpisywał, powiem tylko, że warto go odwiedzać niejeden raz - od mojej poprzedniej bytności 2 lata wcześniej zmieniono ponad 30% ekspozycji. Moim zdaniem jest teraz jeszcze ciekawsza. Po obiedzie większość załogi udała się na zwiedzanie miasta, poszukiwanie pamiątek i badanie lokalnego folkloru. Ja natomiast z niepokojem obserwowałem pogodę.

Trochę fali było

Trochę fali było

   Wiatr odkręcił się na wschodni z lekkim odchyleniem ku północy i wzrósł do 7 B. Taka siła wiatru, to dla "Zawiszy" żaden problem, choć kierunek niezbyt dogodny. Problem polegał na czymś innym. "Zawisza" stał przy nabrzeżu miejskim, mając 20 m przed sobą dwa kurty rybackie i trawler za sobą w podobnej odległości. Wiatr wiał niemal prostopadle do burty uniemożliwiając odklejenie się od kei. Osobom, nie znającym zagadnienia, wyjaśniam, że "Zawisza" ma duży bukszpryt, który uniemożliwia duże odchylenie rufy na szpringu. Ponadto jego silnik wymaga czasu na przesterowanie z biegu naprzód na wstecz (trzeba go zatrzymać i ponownie uruchomić w przeciwnym kierunku). Próba odejścia w takich warunkach skończyłaby się kolizją ze stojącym za rufą trawlerem. W ten sposób pogoda podjęła za nas decyzję wybierając wariant bardziej żeglarski.

Wybieranie szkentli sztafoka

Wybieranie szkentli sztafoka

Bomkliwra też będziemy stawiać

Bomkliwra też będziemy stawiać

   Nad ranem wiatr osłabł do 6 B i - co ważniejsze - skręcił na północny wschód. Pomimo tego manewr odejścia nie był prosty i przysporzył załodze dużych emocji, gdy przy odrzucaniu rufy od trawlera "Zawisza" idąc ponad 1 węzeł oparł swoje 300 ton na kei. Solidne, plecione odbijacze wzięły to na siebie, ale zrobiły się bardzo płaskie. Po przejściu wąskich portowych torów wodnych ponownie poszliśmy za promem Steny, który teraz tuż przed nami wychodził w morze.

Stawianie żagli

Stawianie żagli

   Zaraz za główkami cała załoga ochoczo, choć niezbyt wprawnie, zabrała się za stawianie żagli. W górę poszły wszystkie sztaksle (poza lataczem). Wiejący z półwiatru z siłą 6-7 B wiatr i metrowa fala spowodowały jednak, że trochę to trwało - doszliśmy w tym czasie prawie do Utklippan. Obserwując zachowanie jachtu Zbieraj, który był moim zastępcą (nota bene: armator nie mógł w to uwierzyć, dopóki nie zobaczył listy załogi), zaproponował postawienie jeszcze gaflowego foka. Po uzyskaniu mojej zgody wyszedł na pokład i wzbudził w załodze ogólną radość wołając "Zamieniamy ten pier****ny kuter rybacki na rasowy żaglowiec". Jachty mają jednak dusze i "Zawisza" na taki tekst się obraził. W połowie stawiania foka odkręciła się szekla szotu, który przechodzi przez pik gafla. Trzeba było żagiel zrzucić i znaleźć ochotnika, który wejdzie na górę ściągnąć końcówkę szotu. Wszystko to zajęło tyle czasu, że ze stawiania foka zrezygnowaliśmy.

Impreza w Morganie

Impreza w Morganie

   Pogoda także nadal nie chciała współpracować. Wiatr systematycznie słabł i skręcał na wschód. W rezultacie po kolejnych zmianach kursu zaczęliśmy kierować się do Darłowa zamiast do Gdyni. Późnym popołudniem trzeba było przeprosić się z maszyną i kontynuować podróż już bez żagli. Dopiero rano wiatr wrócił na NE i mogliśmy ponownie postawić żagle. Żeglując półwiatrami i baksztagami w słonecznej pogodzie (choć podobno w całej Polsce padał deszcz) wieczorem dotarliśmy do Helu.

Zwiedzanie Helu

Zwiedzanie Helu

   Tradycyjnym już punktem rejsów Taverny 10 B jest impreza dla całej załogi w helskim "Morganie". Tym razem była nawet nieco dłuższa, gdyż na sobotnie przedpołudnie zaplanowaliśmy zwiedzanie Helu. Wbrew pozorom w Helu jest co oglądać, więc po śniadaniu załoga rozeszła się po mieście do (zależnie od upodobań) fokarium, Muzeum Rybołówstwa lub baterii nadbrzeżnych, nieliczni zaś poszukiwali jakiegoś lekarstwa.

Czyszczenie mosiądzów

Czyszczenie mosiądzów

   Z Helu do Gdyni "Zawisza" płynie 2 godziny. Mając znaczny zapas czasu zaplanowałem dla załogi jeszcze jedną atrakcję - zwiedzanie portu w Gdańsku. Po uzgodnieniu z kapitanatem przeszliśmy przez port do obrotnicy przy Kanale Kaszubskim i z powrotem, oglądając twierdzę Wisłoujście, nieliczne statki, platformę wiertniczą w remoncie i - oczywiście - pomnik Bohaterów Westerplatte, przy którym oddaliśmy honory banderą ze zbiórką całej załogi na pokładzie.

Salutujemy pomnik Obrońców Westerplatte

Salutujemy pomnik Obrońców Westerplatte

   Do Gdyni weszliśmy około 18. Sprzątanie i pakowanie poszło piorunem, ale zostało jeszcze trochę papierkowej roboty, więc oficjalne zakończenie rejsu było dopiero o 21. Na nieoficjalne przenieśliśmy się do pobliskiego pubu, aby spokojnie przeczekać pozostałe nam do pociągu 2 godziny. Podróż powrotna była diametralnie odmienna - zmęczeni wrażeniami wszyscy spali niemal całą drogę.

Ostatni manewr

Ostatni manewr

Krokodyl nie zniknął

Krokodyl nie zniknął

   A Kopenhaga?... Może w przyszłym roku... Ale jest jeszcze na Bałtyku tyle ładnych portów na K... Kalmar, Kłajpeda, Kilonia, Kotka... Niezależnie od wybranego celu, już zaczęliśmy umawiać się na III rejs Taverny w przyszłym roku, oczywiście w marcu.